Pomódlmy się o dobrą średnią
Trybunał Konstytucyjny - nasza jaśnie oświecona rada mędrców słynąca z różnych dziwnych wyroków - oświadczył dziś, że wliczanie ocen z religii do średniej jest zgodne z konstytucją. Ja tam nie wiem, pewnie jest, skoro tak mówią. Nie znam się na konstytucji. Zawsze próbuję ją czytać dosłownie, a to chyba nie tak trzeba. W każdym razie orzeczenie to przypomniało mi o pewnej nieuczciwości, której większość nie widzi, kościołowi ona odpowiada, rządzący zapomnieli, a mnie jeszcze trochę uwiera.
Żeby zrozumieć, dlaczego wliczanie ocen z religii do średniej, która decyduje chociażby o „czerwonym pasku” lub jego braku, jest niesprawiedliwe należy zdać sobie sprawę z kilku faktów. Spróbujmy więc przez to razem przebrnąć.
- Katecheza nie jest w większości szkół zwykłą lekcją z uczniami w ławkach, nauczycielem przy katedrze, zeszytami, sprawdzianami i uczciwie wpisywanymi ocenami. Są oczywiście wyjątki. Na przykład moich kolegów zaczął ostatnio uczyć ksiądz-psychopata, który oczekuje, że uczniowie będą zwracać na niego na lekcji uwagę(!), notować coś w zeszycie(!!) i wyciągać wnioski(!!!). Masakra! Nie muszę chyba dodawać, że duża część klasy zrezygnowała z uczęszczania na religię w obliczu czegoś tak przerażającego. Zazwyczaj jednak lekcje mają bardzo luźny i nieformalny charakter. Przez pierwsze pięć minut wypada się pomodlić, żeby coś zostało, ale później już nadchodzi czas wolności. Można zająć się swoimi sprawami, pograć w karty, pogadać, a nawet pójść do bufetu. Oczywiście w tej większości przypadków nie ma mowy o ocenach, które odzwierciedlają postępy czynione w wyniku lekcji, bo przecież i lekcji brak, więc wpisuje się z góry na dół piątki i szóstki.
- Większość szkół nie organizuje dla „niewiernych” żadnej alternatywy. Po co organizować lekcje etyki dla jednego albo kilku odszczepieńców. Zresztą sama etyka też jest wątpliwą dla ucznia przyjemnością - musi zadawać się z jakimś niepełnosprawnym intelektualnie filozofem. Stanem normalnym jest więc chodzenie na religię i dostawanie z niej dobrych ocen, a jak ktoś z tego szczęścia rezygnuje, to jego problem - siedzi na korytarzu, bo przecież nikt nie będzie układał „specjalnie dla niego” planu lekcji tak, by religie były o skrajnych godzinach, wtedy więcej osób by rezygnowało.
- Wszystko to byłoby zupełnie nieszkodliwe i dla mnie jest. Jestem w liceum i średnia ocen jest dla mnie sprawą zupełnie błahą. O przyjęciu (bądź nie) na studia będzie decydować wynik matury. Moi koledzy z gimnazjum są jednak w dużo gorszej sytuacji. Wszak w rekrutacji do liceum średnia ocen (a konkretnie wynikające z niej wyróżnienie na świadectwie) jest warta kilka punktów, a te często mogą się stać kluczowe. W ten sposób system (nie wiem, czy ktoś na górze zdaje sobie z tego sprawę) preferuje chodzenie na religię od niechodzenia.
W ten sposób dochodzimy do czegoś, co jest sednem. Nie obchodzi mnie zdejmowanie krzyży w klasach szkolnych. Same plusiki na ścianach są zupełnie nieszkodliwe, mimo że nieco zaburzają rzekomą neutralność ideologiczną, którą się nam ponoć gwarantuje. Trudno - póki mi ten krzyż nie spadnie na łeb i nie zrobi dziury w czaszce jestem gotów z nim żyć. Problemem jest jednak, gdy państwo - a szkolnictwo jest państwową instytucją - uważa wiarę (tę określoną) za uznawany i wspierany standard, a jej brak (lub inną wiarę - choć z tymi się też nie identyfikuję) za dewiację. Już samo nauczanie religii w szkołach jest elementem indoktrynacji społeczeństwa. Kościół stara się utrzymać stan, w którym większość narodu jest katolicka, a bez tego by się nie udało. W końcu kto by chodził na religię do kościoła? Oczywiście próbowano zachować pozory wolnego wyboru, mówiąc, że religia jest nieobowiązkowa, że szkoła może zrobić etykę etc. Wszyscy jednak wiemy, że to takie gadanie. Etyka - nawet jeśli jest - staje się taką „zapchajdziurą” dla nie uczęszczających na religię, a nawet rzeczona „zapchajdziura” zorganizowana jest w małym ułamku szkół. Wliczanie oceny z katechezy do średniej jest po prostu kolejnym krokiem w procesie przyzwyczajania nas do aktywności państwa w procesie utrzymywania dominacji kościoła katolickiego, a to jest przecież niezgodne z konstytucją!