Przemyślenia Wakacyjne
Dużo było ostatnio było tematów, które mnie zirytowały na tyle, bym o nich napisał. Wakacje jednak rozleniwiają, a może w sumie i nie warto zawracać sobie głowy takimi idiotyzmami jak parytety. Tak się jednak złożyło, że wracaliśmy z Bułgarii dwadzieścia godzin samochodem i podczas tej jazdy dwa duże polskie problemy mnie wkurzyły dogłębnie.
1. Polskie Radio.
Moi rodzice często opowiadają mi o tym, jak jeździli zbierać jagody w Szwecji. Zdarzało im się wtedy słuchać nadawanego z Warszawy na długich falach radia. Minęło 20 lat, postęp techniczny jest niesamowity, a radio zaczyna być słuchać koło Ołomuńca (mniej niż 100 km od Polskiej granicy). Tak, wiem oczywiście, że maszt, za pomocą którego nadawano jedynkę szlag trafił. Nie uważam nawet, że należy go spowrotem odbudowywać. Wydaje mi się, że w zglobalizowanej Europie istnieje prostsze rozwiązanie. Skoro mamy na całym kontynencie prawa do częstotliwości 225 kHz, to czemu nie załatwimy sobie (za jakieś prawdopodobnie śmieszne pieniądze) nadawania naszej stacji we wszystkich europejskich krajach? (podejrzewam, że infrastruktura do nadawania radia istnieje wszędzie)
Pytanie to zadałem mojemu tacie. A tata, który jest mądry i rozumie procesy rządzące tym światem odpowiedział mi: Bo nikt nie ma w tym interesu! Przy nadawaniu głupiej stacji radiowej za granicą nie można zapłacić swoim kolegom setek tysięcy za projekty, ekspertyzy i szkolenia. Nie można zażądać łapówki za koncesje i pozwolenia. Co więcej uczynek taki nie zostanie zauważony przez media - najwyżej “Rzeczpospolita” napisze o tym w jednej z tych niedużych notatek na dole strony w środku gazety. Wolimy wydawać swoje pieniądze na coś innego. Na drogi? Nie. A na co dowiedziałem się właśnie z Programu I Polskiego Radia (kiedy już zaczęło być je słychać).
2. W Błoto je wyrzucamy.
W nocy nadaje ta stacja audycję dla zagranicy (radio - trzeba to przyznać - jest nadawane w kilku miastach na świecie na falach ultrakrótkich). W audycji pojawiają się reportaże o ekonomii, sporcie i różnego rodzaju wydarzeniach. Trzeba przyznać - niczego sobie. Wśród reportaży pojawiła się rozmowa z jakąś tam szefową Centrum Nauki Kopernik - organizacji propagującej naukę wśród młodzieży. Rozmowa dotyczyła trwającej właśnie budowy siedziby tegoż centrum. Jest to ogromna inwestycja. Sama dotacja z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego wynosiła 207 mln. pln.
Pozwolę sobie w związku z tym przytoczyć pewną historię. Otóż w mojej szkole (gimnazjum i liceum) jest zwyczaj zapraszania różnych ważnych ludzi (głównie wrocławian) i rozmawiania z nimi jako “Ciekawymi ludźmi”. Kiedyś odwiedziła nas organizatorka Dolnośląskiego Festiwalu Nauki - prof. Kazimiera Wilk. Opowiadała ona z zapałem o swoim nowym projekcie - Wrocławskim Miasteczku Nauki. Miał on polegać na wykorzystaniu wieży ciśnień i okalających ją terenów w sposób dość podobny do warszawskiego. Taki park “bawi i uczy”. Wywołałem dość duże oburzenie wśród moich nauczycieli, gdy po pełnym entuzjazmu przybliżeniu nam szczegółów projektu zadałem nieśmiałe pytanie “Ale po co?”. Wydaje mi się, że skoro naszej nauce wciąż brakuje pieniędzy na badania, to wykorzystywanie 10 milionów (już raz pisałem, co to jest dziesięć milionów) na jakąś idiotyczną wieżę z placem zabaw i dostępem do internetu, którą dzieci się znudzą po pół roku, a nie przekaże ona żadnej realnej wiedzy o nauce (fizykę, na przykład, trzeba jednak trochę poznać na poziomie teoretycznym, żeby zrozumieć doświadczenia). Oburzenie, które wywołałem swoim bezczelnym pytaniem wywodziło się z prawdziwego przekonania, że obraz przedstawiany nam przez panią Wilk jest czymś pięknym. Że dzięki takim ludziom jak ona nasze przyszłe pokolenia będą bardziej wykształcone. Możliwe, że i ona w to wierzy, ale ja nie.
Mi się wydaje, że hodowanie mądrych następnych pokoleń polega na czymś innym. Nie wystarczy zbudować im Centrów Nauki za 10, za 200 ani nawet za 500 milionów złotych. Młodzi ludzie staną się inteligentniejsi tylko dzięki dobrej szkole, w której będą musieli rozwiązywać dużo sensownych zadań, dzięki mądrym mediom, które zamiast pokazywać nam gwiazdki na różnych nawierzchniach, czy przekomarzanie się polityków zajmą się opowiadaniem prawdy o świecie - pomogą zrozumieć, czemu w różnych zakątkach świata wybuchają wojny, jak przebiegały różne procesy historyczne i jak rozwijała się nauka. Trzeba zachęcić do czytania, ale nie czytania byle czego, tylko czytania książek, z których wynikają jakieś prawdy. Trzeba nauczyć nas myśleć krytycznie - pozwolić nam dyskutować z różnymi przekazywanymi nam opiniami i nauczyć argumentować. Czasem może nawet powinno się uczniom wciskać kit i nauczyć ich się przed łatwowiernością bronić.
Ale niestety mój tata ma rację. Na mądrej szkole, lub mądrych mediach się nie zarobi. Tak samo, jak władza nie ma zysku z mądrego społeczeństwa. Mądre, krytycznie myślące społeczeństwo może skierować swój krytycyzm przeciwko władzy. Lepiej, żeby ciemny lud pozostał ciemny, a żeby dać im nadzieję na przyszłe oświecenie, a sobie szansę na łapówki za pozwolenie na budowę (i różne inne drobne zyski) zbudujemy monumentalne i piękne Centrum Nauki.