Młodzież aktywna obywatelsko
Przed chwilą obejrzałem w dolnośląskich “Faktach” materiał o dzieciach z wrocławskich przedszkoli, które podjęły się radosnej inicjatywy i przebrawszy się za zwierzątka podreptały na swoich krótkich nóżkach na rynek, by wziąć udział w manifestacji o przekazie ekologicznym. Wręczyli przy okazji prezydentowi Dutkiewiczowi petycję o parkach (czy czymś takim). Oczywiście oczarowany pomysłowością i ideową postawą młodych prezydent poparł ich żądania z całego serca, a dziennikarka chwaliła, przypominając, że niektórzy z uczestników imprezy będą sprawować władzę, w czym ta słuszna postawa obywatelska może tylko pomóc
Znacie mnie. Jeśli o czymś tutaj piszę, to raczej po to, by skrytykować (taka już moja natura). Tak jest i teraz. Bo jak zobaczyłem te twarze młodych bohaterów, to natychmiast zacząłem sobie przypominać własne przedszkole. Pamiętam, jak nie chciałem brać udziału w procesie produkcji laurki na dzień matki. Miało to polegać na posmarowaniu sobie twarzy szminką pani i odciśnięciu na laurce śladu ust. Uznałem, że nawet dla wątpliwego szczęścia mamusi nie jestem się w stanie zmusić do czegoś tak niehigienicznego i na szczęście potrafiłem już wtedy postawić na swoim! Dlaczego mi się to skojarzyło? Bo obie inicjatywy są w sposób oczywisty podyktowane dzieciom z góry, obie robią z nich idiotów (zdjęcie) i obie próbują wpoić młodym ludziom jakąś ideologię.
Ideologie, które uznaje się za słuszne i które obie nauczyłem się dzisiaj odrzucać. Dzieci mówią podyktowane im przez starszych (mądrzejszych oczywiście) słowa. “Kochamy robale, dżdżownice, pasikoniki, biedronki, a nawet komary”. Ja nie kocham komarów i nie mam skrupułów, by je zabijać, gdy kąsają (czasem tylko brakuje refleksu). Nie mogę oczywiście powiedzieć, że nie kocham mamusi, niemniej jednak tak hucznie obchodzonego w przedszkolach i podstawówkach jej dnia nie uznaję (sama mnie tego nauczyła).
Co mnie naprawdę w tym wszystkim kłuje, to przekonanie wychowawców i większości rodziców, że “tak trzeba”. Że każdy człowiek musi kochać robaczki, obchodzić dnie matki, tatki, dziadków, dzieci, chłopców, kobiet i światowy dzień walki z depresją (jest w moje urodziny, podobnie jak sowieckie święto Armii Czerwonej). Co więcej, że trzeba dawać nauczycielom kwiaty na dzień nauczyciela (nigdy się nie zniżyłem do czegoś takiego), a przykrymi następstwami rozwinięcia tego rodzaju myślenia jest uznawanie a priori, że każdy musi być przeciwko karze śmierci, a inaczej wszelka dyskusja z nim jest błędem (czyt. wywiad z Magdaleną Środą w “Rzeczpospolitej”) lub w drugą stronę - wszelka krytyka jedynego słusznego kościoła (albo jakichś innych słusznych kościołów) wzbudza święte oburzenie wśród kolejnych pokoleń wychowanych od przedszkola w środowisku “tych dobrych” ideologii.
My-system wkładamy dużo wysiłku w tworzenie kolejnych pokoleń, które będą łatwo wierzyły “autorytetom”, ograniczą swój krytycyzm, bo tak jest łatwiej. Spijanie prawdy z ust mądrych naznaczonych nie wymaga większego wysiłku. Najpierw są to rodzice i panie przedszkolanki, potem opowiadający bzdury nauczyciele w liceum, wykładowca nie znający się na swoim przedmiocie, a wreszcie redaktor naczelny ulubionej gazety lub głowa ulubionego kościoła. Richard Dawkins gwałtownie sprzeciwia się w swoim “Bogu Urojonym” używania sformułowań typu “dzieci katolickie”, “dzieci muzułmańskie”. Zgadzam się z nim. Powinno się mówić “dzieci, którym wmówiono, że istnieją bogowie rozumiani katolicko/muzułmańsko/pastafariańsko” a przy dorosłych dodać “i im zostało”. Program w telewizji przekonał mnie, że należy użycie sformułowania tego rozszerzyć to do “dzieci, którym wmówiono, że kochają komary”.
Łatwo mi krytykować, ale niestety nie bardzo potrafię sobie wyobrazić przedszkola nie wpajającego żadnej ideologii. I mimo wszystko cieszę się, że jest to ideologia pro chodzenia do parku i wyrzucania śmieci, tam gdzie się je powinno wyrzucać. Uważam jednak, iż dalsze stadia nauczania powinny namawiać do dyskusji z nauczycielem, a co za tym idzie
- z autorytetami, miast wpajać relacje wasal-senior (czy, jak kto woli, mistrz-czeladnik).